środa, 17 czerwca 2015

ANTYMROCZNY ZNAK I ROZDZIAŁ 12

Jestem kilka dni wcześniej z rozdziałem i oficjalnie odwieszam bloga! JEJ!!
Z nowinek:
rozdziały będą już dłuższe,
następny pojawi się w piątek 26.06,
w wakacje również będę publikować co piątek (no chyba że bardzo będziecie prosić w komentarzach :) ;)),
za pierwszy kom pod tym postem będzie miniaturka z wybranym przez tą osobę parringiem.
I na razie tyle.
Co do dzisiejszego postu...
Rozdział z perspektywy Hermiony, ale zmiana narratora nastąpi niedługo bo w rozdziale 15. Konfrontacja z dyrektorem, troska przyjaciół, kłótnia i zdrada, oto co tak z grubsza będzie dzisiaj.
Liczę na wasze opinie, pozytywne i negatywne. Komentujcie, ja nie gryzę ani nie obrażam się za krytykę.
Miłego czytania!
Wasza, super, hiper, mega szczęśliwa
Kotka! :-D


ROZDZIAŁ 12

Żeby być sobą, trzeba być kimś. - Jerzy Stanisław Lec

I kolejny raz budzę się na czymś miękkim. Nie żebym narzekała, ale wolałabym zasypiać normalnie i budzić się we własnym łóżku. Które notabene też było miękkie, wygodne i przede wszystkim znajome. No i w moim pokoju nie cuchnęło tak jak tutaj ale w rezydencji rodziców też nie, tak pachniał tylko szpital.
Z chęcią bym się wymoczyła w wannie zanim odpowiem na pytania jednak wątpiłam w taką możliwość. Po tym co powiedziałam wczoraj pewnie jak tylko zauważą że sie obudziłam to od razu zażądają wyjaśnień.
Kiedy otworzyłam szeroko oczy zostałam przyjemnie zaskoczona rozczulającym widokiem. Mianowicie: po obu stronach mojego szpitalnego łóżka stały dwa inne a w jego nogach umieszczone były dwa krzesła, które (czego nie dało się nie zauważyć) były znacznie przesunięte w stronę jednej z wysepek bieli w morzu szarości podłogi.
Po mojej prawej w pozycji półsiedzącej spał Harry obejmując ramieniem Pansy przytuloną do jego boku. Na krzesłach spali Diabeł i Draco, i to właśnie oni przesunięci byli w moją lewą stronę, czyli do łóżka Gin i Vati. Rudowłosa leżała głową na kolanach blondynki* a nogi, na których Blaise zanim zasnął pewnie trzymał rękę, zwisały jej poza poręczą. Vati praktycznie leżała na owej poprzeczce a malowniczo zwisająca ręka potwierdzała że mały Smoczek zdecydował się wspierać tą niewiastę swą obecnością.
Uśmiechnęłam do moich przyjaciół ze łzami wzruszenia na polickach. Idealnie się dobrali. I choć będą się wypierać swoich uczuć, i zaprzeczać wszystkim dookoła, i minie naprawdę długi czas zanim będą razem to tak się stanie i będzie im się wspaniale żyło. Mój uśmiech poszerzył się a w oczach zamiast łez zamigotały psotne ogniki, gdy pomyślałam że jak już zostaną parami to będę im wypominać co śmieszniejsze i kompromitujące sytuacje.
- Krassjo! - zawołałam szeptem.
- Tu jestem. - odparła tak samo cicho z podłogi pod łóżkiem.
- Skoczę szybko pod prysznic i zmienię ubrania. Poczekałabyś na mnie pod drzwiami łazienki?
- Jasne, tylko się pospiesz.
Weszłam do omawianego wcześniej pomieszczenia, uprzednio zgarniając swoją różdżkę ze stolika. Tam od razu pozbyłam się szybko sukienki i przywołałam sobie inne ubranie: czarne, wysokie rurki, taki sam top, bordowy, luźny sweter z rękawem trzy/czwarte i takież baleriny oraz oczywiście bieliznę.
Chwyciłam żel pod prysznic i szampon, i weszłam do kabiny. Ciepła woda przyjemnie rozluźniła moje mięśnie i uspokoiła gonitwę myśli. Burza ta związana była ze wspomnieniami z Tiary, a konkretniej z tym o dyrektorze. Co miałam mu powiedzieć i jak on się zachowa?
Niestety nie mogłam stać w tym strumieniu wieczność więc szybko umyłam włosy i ciało, i wyszłam z kabiny. Wytarłam się ręcznikiem a na loki zaaplikowałam zaklęcie suszące i układające. Narzuciłam ubrania i opuściłam łazienkę. Zgarnęłam jeszcze moją gadzinę, uprzednio ją zmniejszając i zakładając jak naszyjnik. Była tak opalizująco zielona, że aż krzyczała: Hej! Spójrz na mnie!, więc musiałam na nią rzucić zaklęcie niewidzialności.
Przy śpiących przyjaciołach zatrzymałam się. Z pomocą różdżki niewygodne krzesła zmieniłam w miękkie fotele, dziewczyny ułożyłam wzdłuż łóżka i przystawiłam bliżej ich oblubieńców, Harry'ego i Pansy wciąż objętych położyłam na boku i każdemu wyczarowałam koc. No - pomyślałam z niemałą satysfakcją - teraz sobie śpijcie. Na kawałku papieru wyskrobałam jeszcze krótką wiadomość o treści:
Nie martwcie się, poszłam porozmawiać z dyrektorem. Spotkamy się na obiedzie. Hermiona.
Położyłam ją w widocznym miejscu i udałam się na spotkanie z Dumbledore'em cicho wzdychając.
Za pół godziny miał być obiad w Wielkiej Sali, więc jeszcze nie było tłoku, każdy był jeszcze na lekcjach. Cieszyłam się z tego, bo nie potrzebowałam w tej chwili pytających spojrzeń, ciekawskich oczu ani wszechobecnych szeptów. A lekcje? No cóż, jutro na nie pójdę i nie powinnam mieć zaległości bo w wakacje udało mi się opracować wszystkie podręczniki do połowy.
Jak przypuszczałam są to moje ostatnie chwile wytchnienia bo jeżeli dyrektor jeszcze nie ogłosił tego że jestem córką Toma Riddle'a to zrobi to teraz. Co akurat nie szczególnie mi przeszkadzało. Chciałam przyjąć jego nazwisko. Nie po to aby każdy przede mną drżał ze strachu, ale dlatego że on jest moim ojcem i pomimo tego że nie darzę go jeszcze taką miłością to na pewno ogromnym szacunkiem. A to jest przykład okazania tego.
Podczas rozmyślania o tym droga od szpitala do gabinetu dyrektora zleciała mi bardzo szybko. Kiedy stanęłam przed dwoma gargulcami i nałożyłam tarczę oklumencji na umysł wyszeptałam hasło obowiązujące przed rozpoczęciem roku, czyli marchewkowe karmelki. Przewróciłam oczami, bo jaki człowiek ustawia sobie coś takiego na hasło!
Gargulce odskoczyły a ja zaczęłam się wspinać szybko po krętych schodach. Przed drzwiami zaczerpnęłam oddechu i zapukałam delikatnie w dębową, gładką powierzchnię. Po stłumionym przez drewno zapraszam, przestąpiłam próg.
- Ach to pani, panno Granger! Niech pani siada. Czy czuje się pani dobrze?
- Świetnie dyrektorze, dziękuję. Ale moje nazwisko brzmi Riddle.
- Oczywiście, oczywiście... więc chce pani przyjąć nazwisko ojca?
- Mogę go nienawidzić - serce załomotało mi gwałtownie w piersi na znak kłamstwa, ale tego widać nie było a niczym innym się nie zdradziłam - ale go szanuję.
- Dobrze więc, niech pani włoży Tiarę Przydziału.
Wstałam z fotela i podążyłam w stronę odpowiedniej półki. Chwyciłam w ręce ten stary kapelusz i nałożyłam go na skronie.
- A więc znowu ty. No tak... Więc przyjmujesz nazwisko ojca... To było do przewidzenia. Dokąd by cię przydzielić... Ojciec był w Slytherinie a matka we francuskim odpowiedniku Ravenclavu. Ty nie pasujesz tylko do Huffelpuffu... Jednak i dom Roweny nie będzie dla ciebie odpowiedni... Gryffindor, czy Slytherin. Odwaga, czy przebiegłość. Impulsywność, czy rozsądek. Ty masz wszystkie cechy, ale po co miałabyś zmieniać garderobę skoro pasujesz i tu, i tu? A do tego jak Tom się poirytuje to będzie zabawnie. GRYFFINDOR! - wykrzyczała, po chwili szepnęła jeszcze - nie okłamuj przyjaciół, lecz pamiętaj nie wszystko jest takie jakie się wydaje.
Odstawiłam ją na miejsce. W chwili gdy miałam cofnąć ręce na lewej usiadł mi Faweks. Spojrzał mi w oczy i przytulił swój mały łepek do mojego policzka. Pogłaskałam go delikatnie. Wciąż stałam tyłem do dyrektora, więc nie widziałam jego miny. Miałam nadzieję że on nie zauważy tego co zaraz zrobię.
- Faweks - wyszeptałam - leć na swoją żerdź i nie przytulaj się do mnie przy nim.
Ptak oczywiście posłuchał się mnie a w chwili gdy zasiadł na zwykłym miejscu ja poczułam jak dziwne macki próbują przełamać mój mur. Zamiast się bronić udałam że nie jest on mocny. Gdy postąpiły krok dalej przesłałam im urywki wspomnień i myśli typowych dla nastolatek. Oczywiście nie zdradziłam się żadnym gestem że wiem co on robi. Usiadłam z powrotem na fotelu i spojrzałam mu w oczy. Macki wycofały się od razu a na jego ustach pojawił się dobrotliwy uśmieszek. Zaczął mówić:
- Panno Riddle, cieszę się że pozostanie pani w Gryffindorze. Jednak nie wiem czy dalej chce pani być członkiem Zakonu?
- Oczywiście że tak dyrektorze. Proponuję żeby uczynił mnie pan szpiegiem. W ten sposób przysłużę się bardziej i odciążę profesora Snape'a. Nie mam racji?
- Dobrze. Proszę teraz już udać się do przyjaciół, na pewno się martwią o panią i pewnie jest pani głodna.
- Dobrze dyrektorze. Do widzenia.
Z niemałą ulgą będąc za drzwiami ciężko westchnęłam. Raźnym krokiem udałam się do Wielkiej Sali. Zatrzymałam się w progu bo przy stole Gryffindoru siedzieli Pans, Blaise i Draco, czyli elita Slytherinu. Zdębiałam na ten widok. Po chwili jedno z moich przyjaciół krzyknęło: Miona! I zaraz tonełam w uściskach. Najpierw na szyi uwiesiła mi się Ginny, sekundę później otoczyły mnie od tyłu w pasie ramiona Pan. Gdy ruda mnie puściła Vati przytuliła mnie delikatnie i pocałowała w policzek. Dalej Diabeł podniósł mnie z podłogi i okręcił kilka razy. Jak mnie puścił to Harry i Draco przytulili mnie na raz. Na te gesty powitalne odpowiadałam uściskami i uśmiechami. Gdy już byłam u każdego raz w ramionach otoczyli mnie kregiem i odezwali się jak jeden mąż:
- Nic ci się nie stało?!
Troska widoczna w ich oczach (tak nawet u ślizgonów) bardzo mnie wyruszyła. Odpowiedziałam szeptem:
- Czuję się świetnie.
Westchneli z ulgą, uśmiechneli się i skierowali do stołu. Kiedy zaczęliśmy napełniać brzuchy zapytałam się z ciekawością:
- Tak właściwie to gdzie jest Ron?
Byłam zaskoczona reakcją na to pytanie: Ginny spurpurowiała, Vati zmrużyła wściekle oczy, na policzkach Pansy wykwitł rumieniec, Harry zazgrzytał zębami, Draco zacisnął dłonie na sztućcach tak mocno że aż mu kłykcie pobielały, a Diabeł wbił paznokcie w dłonie.
- Rety przepraszam was, jestem po p...
- Stęskniłaś się suko?
Aż się zapowietrzyłam, nie sądziłam że Ron może być do tego zdolny. Już rozumiałam ich reakcję. To nie mógł być pierwszy taki wyskok. Powstrzymałam chłopaków chcących się na niego rzucić i kontynuowałam posiłek.
-  No co jest suko? Prawda w oczy kole? Odezwij się szmato!
Nie reagowałam. Wtedy chwycił mnie za ramię i pociągnął w górę.
- Natychmiast mnie puszczaj Weasley! - wysyczałam niczym rasowy wąż. Gdy nie posłuchał spoliczkowałam go. Zawył z bólu i od razu zabrał rękę z mojego ramienia.
- Dziwka! - wypluł z siebie.
- Nie Weasley! Ani szmata, ani suka, ani tym bardziej dziwka! - syczałam do niego - Pozwól że wyjaśnię ci znaczenie tych widocznie za trudnych dla twojego poziomu rozwoju słów. Suką nazywa się psa płci żeńskiej, szmata to coś czym wyciera się podłogę a dziwka to pogardliwe określenie kurtyzany, czyli kogoś kto oddaje się za pieniądze! Ja nie jestem więc ani dziwką ani szmatą ani suką! Rozumiesz?!
Właśnie siadałam gdy dobiegł mnie jego głos wypowiadający zaklęcie...



*Parvati u mnie jest blondynką. Nie mam pojęcia jakie ma włosy w książce ale takie mi pasowały.