sobota, 27 lutego 2016

ROZDZIAŁ 19

Witam. Jakiś taki krótki i mało treściwy ten rozdział ale postaram się żeby następny był dłuższy i ciekawszy, jednak mimo wszystko życzę miłych wrażeń przy czytaniu.


ROZDZIAŁ 19
„Życie można przeżyć tylko na dwa sposoby: albo tak, jakby nic nie było cudem, albo tak, jakby cudem było wszystko ”. - Albert Einstein

Szliśmy sobie wesoło przez Zakazany Las jakbyśmy byli parą z pieskiem. Zaśmiałam się w myślach. Piesek na pewno nie byłby szczęśliwy wiedząc jak go nazywam.
Lekko westchnęłam spojrzawszy po sobie. Wolałabym móc się przebrać i trochę ogarnąć zanim pójdę na to spotkanie. Czarna koszulka i szare dresowe spodnie, czyli mój dzisiejszy strój do biegania nadawały się jedynie do wyrzucenia. Były mokre od potu, podziurawione od gałęzi i zielone od liści i trawy, na którą upadłam. Do tego byłam pewna, że moje włosy tworzą sterczące siano wokół mojej głowy. Misterny kucyk zdecydowanie był zamierzchłą przeszłością. I jeszcze czułam jak coś wbija mi się w głowę, a jedyna rzecz, która mogłaby tak robić to gałązka, więc pewnie i w mojej „fryzurze” jest pełno zielska. Nie żebym miała coś przeciwko drzewom, nawet w moich włosach, ale teraz kiedy działo się coś takiego wolałabym chociaż tego się pozbyć.
Westchnęłam ciężko i zwiesiłam lekko głowę. Zapytałam się niepewnym głosem:
- Wasza Książęca Mość, czy nie mogłabym chociaż wyjąć sobie gałęzi z włosów zanim pójdziemy na naradę?
Chłopak zrobił tak zwany facepalm i natychmiastowo się zatrzymał.
- Ależ ze mnie idiota! Przepraszam cię!
Parriet wyciągnął w moim kierunku jakąś torbę. Pomyślałam sobie, że gorzej już być nie może i ją wzięłam.
- A co to...?
- Otwórz. To nowy strój dla ciebie. Możesz się przebrać. Acha i proszę mów mi po imieniu - właśnie miałam powiedzieć szanownemu księciuniowi co ja myślę o jego genialnym pomyśle przebierania się w tym miejscu ale kiedy zobaczyłam jego zniewalający uśmiech cała przemowa wyleciała mi z głowy.
Zmiękły mi kolana, pokiwałam twierdząco głową i odeszłam od nich kawałek. Weszłam za drzewo i oparłam się o jego pień. Dziekowałam w myślach wszystkim bóstwom za to, że jest taki szeroki.
Kiedy się odrobinę uspokoiłam krzyknęłam do tamtej dwójki:
- Nie podglądajcie! Jeżeli to zrobicie to nie będę patrzeć na to, że jeden jest księciem a drugi synem przywódcy i zabiję obydwu!
Zdjęłam buty, bluzkę i spodnie i mając na sobie jedynie bieliznę otworzyłam torbę. Widząc na samym szczycie szczotkę do włosów aż mi oczy rozbłysły. Spróbowałam dotykiem wyczuć jak bardzo moje włosy przypominają siano i pozytywnie się zdziwiłam. Nie sterczały aż tak. Ale miałam w nich sporo liści i gałęzi.
Stałam tak sobie w samej bieliźnie oparta o pień drzewa i próbowałam wyciągnąć z włosów niepotrzebne ozdoby.
- Ał! Co za... Ał! Jasna morda... Ał! Ile jeszcze... Ał!
Moje dość głośne jęki bólu i wściekłości przerwał głos Parrieta, który zaniepokojony krzyknął z troską:
- Czy wszystko w porządku?!
W odpowiedzi zawarczałam i odparłam przez zęby:
- W... Ał! Jak... Ał! Najlepszym... AŁA!
- Nie sądziłem, że bycie kobietą tak boli... - usłyszałam szept Aidreniara.
- Słyszałam! - odkrzyknęłam macając się po włosach w poszukiwaniu gałęzi - I to wszystko nie miałoby miejsca gdyby nie ty Aidr... HA! - przerwałam w połowie imienia gryfa i radośnie krzyknęłam nie znajdując już więcej niechcianych ozdób.
Wziełam teraz do ręki szczotkę i zaczęłam rozczesywać kołtuny. Nie mam bladego pojęcia z czego ją wykonano ale jest wspaniała. Praktycznie w ogóle nie czuję ile mam na włosach kołtunów!
- Czy mogę zatrzymać tę szczotkę, Wasza Książęca Mość?
W odpowiedzi na nie pytanie usłyszałam cichy śmiech. Po kilkunastu sekundach jednak odparł, wciąż rozbawiony:
- Wszystko w tej sakwie jest dla ciebie, Córo Żywiołów. I ponowię swoją prośbę: mów mi po imieniu.
- Dziękuję. Zgoda jeżeli i ty będziesz się do mnie zwracał bez tego przydomka - odpowiedziałam i wyjęłam z torby ubranie.
Widząc sukienkę, którą miałam założyć aż westchnęłam z zachwytu. Biały materiał, z którego została wykonana był miękki i delikatny niczym jedwab ale nie widać na nim było żadnych zagnieceń. Oczarowana włożyłam ją przez głowę i podziwiałam jak idealnie na mnie pasowała.
Linia dekoltu zaczynała się dopiero w miejscu gdzie styka się obojczyk z kością ramienia, więc musiałam zdjąć biustonosz co jednak nie stanowiło problemu, ponieważ stanik sukni był usztywniany. Jej długie i szerokie rękawy sięgały aż do ziemi. Od bioder w górę ściśle przylegała do ciała natomiast w dół spływała swobodnie falami. Tył sukni był uszyty na kształt trenu i ciągnął się  kilkadziesiąt centymetrów za mną. Jej jedyną ozdobą były haftowane złotą nicią symbole czterech żywiołów.
W torbie znalazłam jeszcze pelerynę z kapturem bez rękawów wiązaną przy szyi złotym sznurkiem i również z wyszytymi symbolami czterech żywiołów.
Założyłam kaptur na głowę, poprawiłam włosy i zdjęłam go, ponieważ nie wiedziałam jakie obyczaje tam panują. W końcu schowałam ubranie do biegania i chwytając torbę wyszłam zza drzewa.
Na mój widok elf wciągnął powietrze przez zęby.
- Aż tak okropnie wyglądam? Ta suknia jest przepiękna i nie jestem pewna...
- Ależ... Ależ, wyglądasz niesamowicie! Jesteś piękna.
W odpowiedzi na słowa Parrieta zarumieniłam się. Książę podał mi ramię i rozpoczał rozmowę:
- Wybacz, że pytam ale czy masz coś na stopach?
- Skarpetki - bąknęłam cicho zawstydzona.
- Czy mogłabyś je zdjąć, proszę? I założyć kaptur jak już dojdziemy... Dobrze?
- Oczywiście.
I znów nastała cisza. Ale nie taka, w której wszyscy się krępują, wręcz przeciwnie, było całkiem miło. Po kilku minutach Parriet i ja zatrzymaliśmy się.
- Zdejmuj skarpetki - powiedział z uśmiech.
Wykonałam jego prośbę i wyprostowałam się. Już miałam sięgać po kaptur kiedy mnie uprzedził. Delikatnie chwycił tkaninę w palce i założył na moją głowę, po czym poprawił kilka moich niesfornych kosmyków i pogłaskał mnie lewą dłonią po policzku. Raz jeszcze się zarumieniłam na co elf wyszeptał:
- Ślicznie wyglądasz kiedy się rumienisz. Nie bój się, wszystko będzie dobrze. Zostaw tutaj torbę i chodźmy.
W odpowiedzi pokiwałam niepewnie głową i chwyciłam raz jeszcze jego wyciągnięte ramię. Wziełam głęboki oddech i wyszliśmy na polanę, na której stało wiele znanych i nieznanych mi gatunków stworzeń. No cóż, szoł mast goł on...





Sukienka Hermiony w moim wyobrażeniu miała wyglądać mniej więcej tak (obrazek górny, dolny). Chodzi mi oczywiście o fason.


środa, 24 lutego 2016

ROZDZIAŁ 18

Witajcie moi drodzy czytelnicy! Niestety wyjechałam z domu i nie miałam internetu dlatego rozdział dodaję dzisiaj. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Uwielbiam bawić się w Polsat! Następny jutro lub pojutrze.
Do Lestrange:
Jak poszły zawody? Meldować mi się i to raz, dwa! ;)



Ze specjalną dedykacją dla mojej wspaniałej czytelniczki Lestrange, której komentarze podnoszą mnie na duchu i zachęcają do dalszego pisania.

ROZDZIAŁ 18
„Za dwadzieścia lat bardziej żałować będziesz tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.” - Mark Twain

Była piąta rano. Z racji tego, że już dużo lepiej się czułam poszłam pobiegać, bo i tak przyzwyczajenie nie dawało mi rano spać. Moje buty nie wydawały żadnego dźwięku uderzając o mokrą od rosy trawę a wiatr bawił się moimi włosami związanymi w kucyk. Zamknęłam oczy i rozciągnęłam usta w leniwym uśmiechu. Kiedy biegłam czułam się wolna. Nic mnie wtedy nie ograniczało.
Otworzyłam oczy i przyspieszyłam. Kierowałam się w stronę jeziora i Zakazanego Lasu. Zawsze tamtędy biegałam.
To był dla mnie czas przemyślenia wszystkiego na spokojnie. Moje myśli zaczęły więc krążyć wokół dwóch tematów: Charlie'ego i przyjaciół. Jestem ciekawa jak rudowłosy zareaguje na moją nową tożsamość. Co sądzą moi przyjaciele po tym co im pokazałam o moich rodzicach. Czy mnie zaakceptują...
Jednak zostałam dość nagle wyrwana ze świata swoich przemyśleń, ponieważ na mojej drodze stał gryf.
Na Merlina w gaciach w kolorowe serduszka! GRYF! Co jeszcze?! Może defilada nargli i gnębiwtrysków?! I do tego zostawiłam różdżkę w dormitorium... A niech to szlag jasny trafi!
Moje myśli zbyt wesołe nie były... Jednak zamiast biadolić zaczęłam uważnie przyglądać się zwierzęciu. Był raczej szczupły i dość niski co, w połączeniu z żółto-pomarańczowym upierzeniem, pozwoliło mi sądzić, że jest młody.
Póki co stał bez ruchu i mi się przyglądał, więc ja również się nie ruszałam. Jednak kiedy zarzucił łbem dość gwałtownie się cofnęłam. Nieszczęśliwie  natknęłam się na wystający korzeń i upadłam raniąc się przy tym w nogę. Gryf zatrzepotał skrzydłami i wydał z siebie przenikliwy dźwięk. Ogarnęła mnie panika. Strach wyzierał z moich oczu. Zaczęłam ciężko dyszeć, moje serce waliło tak głośno, że nie zdziwiłabym się gdyby było je słychać w Hogwarcie. Panika zamroziła mnie. Nie byłam w stanie się ruszyć...
Gryf poszedł do mnie a ja nawet nie zdołałam zamknąć oczu. Wiedziałam, że zaraz zostanę obiadem...
Dwa histeryczne szarpnięcia mojej klatki piersiowej, które na upartego można by nazwać oddechami później stworzenie opuściło swój łeb tak, że jego ślepia znalazły się na wysokości moich oczu.
- Nie bój się mnie córo żywiołów. Jestem Aidreniar, syn przywódcy naszego stada, Kedrawa Mądrego. Przybyłem tu by zabrać cię do nas.
Zdębiałam. Gryf do mnie przemówił. Gryf! W mojej głowie! Merlinieeeeeeee...
- Ccccoooooooo?
Zdołałam wykrztusić z siebie coś co miało pytającą intonację ale brzmiało jak pisk przestraszonej myszy. Wydawało mi się, że ten Aid... coś tam się skrzywił.
- Proszę siądź na moim grzbiecie. Nie zrobię ci krzywdy.
Nie miałam bladego pojęcia co on chce ze mną zrobić, ani po co jestem im potrzebna, czy gdzie mnie chce zabrać ale wstałam i usiadłam mu na grzbiecie, bo przypominały mi się słowa pewnego człowieka: lepiej zrobić, niż później żałować, że się nie zrobiło.
Stworzenie ostrożnie wstało z pozycji pół leżącej i rozprostowało skrzydła. Nienawidziłam latać na miotle i nie sądziłam żeby to mi się spodobało. Zacisnęłam powieki, pochyliłam się nad szyją gryfa, rozpaczliwie otoczyłam go ramionami starając się nie pozbawić go piór i wyszeptałam mu do ucha:
- Błagam nie zabij mnie.
Usłyszałam bulgoczący dźwięk i domyśliłam się, że on się śmieje. Prychnęłam oburzona i już miałam mu powiedzieć co sądzę o jego zachowaniu gdy nagle zaczął biec. Słowa uwięzły mi w gardle. Poczułam jak napina mięśnie i wznosi się w powietrze. Leciał prawie pionowo w górę, więc jeszcze mocniej do niego przylgnęłam. Szum powietrza był tak głośny, że nie słyszałam własnych myśli. Potem wyrównał lot. Odrobinę się rozluźniłam.
- Otwórz oczy.
- Kiedy ja się boję!
- Rozejrzyj się.
Po kilku sekundach niepewnie otworzyłam jedno oko po czym, zachwycona widokiem, otworzyłam drugie i puściłam szyję gryfa. Na moich wargach widniał szeroki uśmiech pełny szczęścia. Pode mną rozciągał się Zakazany Las, którego górne liście były skąpane w słońcu. Na lewo błękitna toń jeziora była lekko mącona przez ośmiornicę. Przede mną pyszniło się złote słońce, piękne niebieskie niebo i biało-różowe chmury. Zaś za mną czarno-szare mury Hogwartu zdawały się błyszczeć, wyglądając jeszcze piękniej i niesamowiciej niż zwykle.
- Och! Ten widok zapiera dech w piersiach! Dziękuję, że mi go pokazałeś - pochyliłam się nad szyją stworzenia i cmoknęłam go w podziękowaniu.
- Nie ma sprawy. A teraz trzymaj się mocno!
Chciałam zapytać się o co mu chodzi ale gryf nagle zapikował gwałtownie w dół. Zdążyłam się jedynie mocno chwycić się jego piór. Opór powietrza odchylał mnie do tyłu i musiałam poświęcić dużo siły na walkę z nim. Nieuchronnie zbliżaliśmy do koron drzew co napawało mnie lękiem. Próbując zagłuszyć szum powietrza krzyknęłam:
- Aidreniarze! Co ty wyprawiasz?! Tam są drzewa! Nie zmieścimy sięęęęęaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
Moje słowa przerodziły się w krzyk kiedy jego łeb dotknął pierwszych liści. Zamknęłam powieki.
Po kilku sekundach poczułam szarpnięcie i ból w tylnym aspekcie osobowości. Pomalutku zaczęłam otwierać oczy.
- Nic ci nie jest? - usłyszałam wspaniały, męski głos - Już wszystko w porządku.
- Umarłam? Nie żyję i trafiłam do nieba, prawda? Tylko tam może być ktoś kto ma taki piękny głos...
Melodyjny śmiech spowodował, że i moje wargi rozciągnęły się w uśmiechu. Wtedy jednak zobaczyłam postać gryfa i wykrzyknęłam:
- Jednak jestem w piekle, bo i ty tu jesteś Aidreniarze!
- Nie jesteś w piekle i nie umarłaś. I nie krzycz na niego. To fakt powinien ci uświadomić, że dla nas drzewa się ruszają - tu gryf opuścił łeb i położył uszy po sobie - ale to nie jest powód by wyzywać go od diabłów. Podaj mi rękę. Pomogę ci wstać.
Mężczyzna stał pod słońce, więc jedyne co widziałam to zarys jego postaci. Ujełam jego wyciągniętą dłoń i poczułam jakby prąd przeszył moje ciało. Jeżeli on też to poczuł to nie dał tego po sobie poznać i szybko postawił mnie na nogi. I wtedy go zobaczyłam...
Ubrany był w długie spodnie, tunikę z długimi rękawami i buty ze spiczastymi noskami z delikatnym podwyższeniem pod piętą. Co było niesamowite to fakt, że jego strój wyglądał jak uszyty z liści! Miał około dwóch metrów wzrostu a jego sylwetka, choć szczupła, pokazywała, że mam do czynienia z silnym mężczyzną. Na jego długiej szyi osadzona była głowa o kształcie owalu z ostrzejszym podbródkiem. Delikatnie lecz wyraźnie zarysowane kości policzkowe i wysokie czoło tylko dodawały mu wyrazu. Pod jego lekko zadartym ku górze nosem umieszczone były duże i pełne czerwone usta, które aż się prosiły o pocałunek. Kruczoczarne włosy związane w wysoki kucyk sięgały mu do ramion, a krótka grzywka filuternie opadała na lewą stronę czoła. Jednak tym co najbardziej przyciągało wzrok były spiczaste uszy i oczy skrywające w sobie wszystkie odcienie zieleni aż do czerni. Oczy, które wiele obiecywały. Oczy, w których można się było utopić...
No i oczywiście, jak to na mnie przystało, moja reakcja była taka jaką pokazałaby każda dama. To znaczy, że moja szczęka, już setny raz tego dnia, powędrowała do jądra ziemi, zaczęłam się hiperwentylować, a moje powieki podnosiły się i opadały tak szybko, że można by pomyśleć, iż wcale oczu nie otwierałam. Na domiar wszystkiego zaczęłam harczeć:
- Merlinie jeżeli to nie jest niebo to ja już nie wiem co nim jest...
Na całe szczęście chłopak niespecjalnie przejął się moimi jękami i jedynie zapytał z troską:
- Dobrze się czujesz?
Oczywiście moja odpowiedź również była przykładową wypowiedzią damy:
- Yyyyyy... Tak! Eeeee... Nie... To znaczy... Yyyyyyy... W życiu się lepiej nie czułam...
Jego perfekcyjne, czarne brwi powędrowały w górę. Hermiono Ridle! Opanuj się w tej chwili! Przywaliłam sobie mentalnie z liścia i z przerażeniem uświadomiłam sobie, że z mojego lewego kącika ust cieknie mi strużka śliny. Szybko zamknęłam wargi i potrząsnęłam gwałtownie głową.
- Daj mi chwilę... Właściwie to kim ty jesteś?
- Na Nitarię, gdzie moje maniery! Córo żywiołów - no po prostu zajebiaszczo! Wszyscy wiedzą kim jestem a ja nie wiem nic! - jam jest Parriet, syn Merioda Poważnego, króla elfów. Pozwól proszę, że zabiorę cię na naradę wszystkich ras i stworzeń zwołaną z twojego powodu.
Agrrrrrr...! Czemu to zawsze muszę być ja?! Najpierw Harry: och Hermionko pomóż mi się dowiedzieć co knuje ten przebrzydły Snape, och pomóż mi się dowiedzieć co oznacza ten dziennik i te napisy na ścianach, och pomóż mi zabić a potem uratować mojego ojca chrzestnego, och pomóż mi przeżyć w Turnieju, och pomóż mi się pozbierać z tymi wizjami, och pomóż mi się dowiedzieć Już-Ty-Sama-Wiesz-Czego od prof. Slughorna, och pomóż mi! Potem ten przebrzydły kapelusz: ty jesteś Hermioną Jean Ridle! Następnie stary drops i jego mania wielkości! Kolejno moi prawdziwi rodzice! Później nowe moce! A teraz sami książęta, królowie i przywódcy na każdym kroku! Nie! Ja się na to nie piszę! Problem jest niestety taki, że nie wiem jak wrócić ale trudno! Szkoła i lekcje na mnie czekają! 
Okazało się, że moja myślowa tyrada trwała dość długo i w jej trakcie warczałam sama do siebie, więc teraz i Aidreniar, i Parriet dziwnie się na mnie patrzyli.
- To będzie dla mnie zaszczyt, Wasza Książęca Mość.
Do zielonej Avady! Czemu ja to powiedziałam?!