niedziela, 24 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 17

Witam!
Oto i rozdział 17. Strasznie krótki, za co przepraszam, ale następny będzie dłuższy.
Miłego czytania i do przeczytania za tydzień!



ROZDZIAŁ 17
Zaiste wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie. - Czesław Miłosz

- Pansy, Vati, Harry, Draco, Blaise to, jak pewnie wiecie, Charlie Weasley. Najgorszy rudzielec z całej rodziny - w tym miejscu poczułam kuksańca - oraz mój...
- Najlepszy przyjaciel - dokończył radośnie Ten-Którego-Naprawdę-Zaraz-Uduszę.
- Charlie kochanieńki - zaszczebiotałam niczym pani Weasley - czy jesteś pewien, że chcesz ze mną zadzierać?
Na dźwięk mojego głosu chłopak się odsunął i pokręcił przecząco głową.
- Tak też myślałam.
Trochę bałam się zwrócić w stronę moich pozostałych znajomych, ale to co powiedział poskramiacz jest faktem.
- Mionka ale... Jak... On... I ty... To... Kiedy?
No po prostu pięknie Chłopiec-Który-Przeżył zaczął się jąkać.
- Dwa lata temu, jak spędzałam wakacje w Norze. Pewnego wieczoru zaczytałam się w salonie i dopiero jak skończyłam książkę zrozumiałam jak już jest późno. Z tym że niespecjalnie chciało mi się spać, więc postanowiłam że pójdę do kuchni i zrobię sobie gorącą czekoladę. Kiedy tam byłam zaskoczył mnie Charlie. Zapytałam czy by się nie napił, a gdy się zgodził zaczęliśmy rozmawiać. Zapytał mnie czemu jeszcze nie śpię a gdy mu odpowiedziałam, że się zaczytałam nawiązaliśmy rozmowę... I tak jakoś wyszło, że przegadaliśmy całą noc.
- Ale... Jak udało wam się to ukryć?
- Myśmy nic nie ukrywali. Pani Weasley domyślenie się tego zajęło jeden dzień. Wy po prostu byliście lekko ślepi.
Uśmiechnęłam się do nich przekazanego przepraszająco.
- Czemu nam nic nie powiedziałaś?
- Nie pytaliście się a poza tym nie miałam specjalnie jak ani kiedy. Zawsze coś was zajmowało quidditch, Snape, albo - tu ściszyłam głos - kolejny plan zwyciężenia Voldemorta.
Po chwili ciszy zwróciłam się do Charlie'ego.
- Ale właściwie to co ty tu robisz?
Chłopak widocznie się zawstydził i zakłopotany odparł:
- Kogo nie ma przy stole nauczycieli?
Nie musiałam się nawet odwracać żeby wiedzieć.
- Slughorna. A Snape wrócił na miejsce nauczyciela eliksirów.
- No właśnie. Okazało się że jednak Slughorn nie może dalej uczyć, a tylko Mistrz Eliksirów mógł go zastąpić. Tylko kogo znaleźć na miejsce nauczyciela OPCMu? No właśnie... To mnie dyrektor zaproponował tę posadę.
Jeszcze zanim skończył mówić rzuciłam mu się na szyję.
- Gratulacje!
Szybko się jednak odsunęłam i zupełnie innym tonem powiedziałam:
- To co pan zrobił, profesorze, było jednak niestosowne. Teraz jest pan naszym nauczycielem i takie stosunki są niedopuszczalne pomiędzy uczniami a profesorami. I powinien pan chyba usiąść przy stole nauczycieli.
- To prawda ale dyrektor mnie jeszcze oficjalnie nie przedstawił.
- Jednak pewnie po to poprosił pana żeby pan przyjechał do Hogwartu.
Chyba dopiero teraz to do niego dotarło.
- Jak zwykle ma pani rację panno Granger. Do zobaczenia na lekcjach.
Wtedy wstał i ruszył w stronę krzesła Dumbledore'a. Moi przyjaciele patrzyli się na mnie z konsternacją, lecz ja tylko westchnęłam i zachęciłam ich do jedzenia. Byłam ciekawa jak on zareaguje na moje nowe nazwisko.
- Zjedzmy najpierw. W pokoju wam wszystko wyjaśnię - rzuciłam uspokajająco i pogrążyłam się w dość ponurych myślach...

poniedziałek, 18 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 16

Witam!
Przepraszam za przerwę, ale i tak była krótsza niż ostatnia. Od teraz jednak jeżeli będziecie zaglądać tutaj w niedzielę późnym wieczorem lub w poniedziałki będzie na was czekał nowy rozdział, obiecuję. No chyba że blog będzie zawieszony, ale postaram się to odwlec w czasie jak najdłużej się da.
Zapraszam na rozdział i życzę miłych wrażeń przy lekturze!




- Ach tak? Kim więc jestem?
- Jesteś...


ROZDZIAŁ 16
Dom to nie miejsce, w którym mieszkasz, ale, w którym ciebie rozumieją. - Christian Morgenstern

- Hermiona? Charlie? Co wy tu... Jak wy tu... O co... Co?
O-o... Będą kłopoty... Kiedy próbowałam się wyplątać z ramion prawie najstarszego syna pani Weasley, chłopak odparł:
- Ginny, siostrzyczko! Jak miło cię widzieć!
Ten pustogłowy rudzielec, nic sobie nie robiąc z moich wysiłków, kontynuował swoją przemowę, unieruchamiając mnie w swoich ramionach. I choć jego objęcia były przyjemne to nie była to odpowiednia chwila na nie!
- Wiewióreczko, jak widzisz przypadkowo spotkałem Mionę, kiedy spieszyła do Wielkiej Sali i postanowiłem po prostu się z nią przywitać.
Najmłodszej z wielodzietnej rodziny Weasley'ów opadła szczęka.
- Aaaleee... Wy... Ty i Miona... Ona... Ty... Jak... Od kiedy... Co... Gdzie... Wy...
Wbiłam chłopakowi łokieć w brzuch kiedy próbował znowu palnąć jakieś głupstwo i zaczęłam ratować sytuację. A przynajmniej próbowałam...
- Gin bo widzisz, to nie tak jak myślisz...
No tak! Grunt to inteligencja Riddle! Teraz to już napewno ona sobie myśli że jesteście parą! Ty głupia, głupia, głupia!
Jednocześnie besztając się w myślach zaczęłam jeszcze raz:
- Bo widzisz Ginny, my... w sensie on i ja, nie że MY... o rety... Ja jego...
Ginny zaczęła dziko mrugać oczami a jej szczęka chyba przebiła się do piwnic Hogwartu...
WEŹ SIĘ W GARŚĆ DZIEWCZYNO!
- Ja się z nim tylko witałam...
Pisnęłam zrozpaczona. Dopiero po fakcie zorientowałam się że była to najgorsza rzecz jaką mogłam powiedzieć. Nie wytrzymywałam psychicznie a fale śmiechu przechodzące przez ciało chłopaka przez którego to wszystko miało miejsce pogarszały tylko mój stopień wkurzenia.
Zanim jednak zdążyłam wybuchnąć moja przyjaciółka padła na podłogę i zaczęła zwijać się ze śmiechu. Po chwili dołączył do niej Charlie a ja byłam w stanie tylko skonsternowana stać i gapić się na nich wytrzeszczając swoje oczy.
W mojej głowie pojawił się wielki, neonowy i mrugający napis "co" z ogromną ilością pytajników dookoła. Próbowałam pojąć rozumem co tu się do słodkich dzieciątek Aragoga dzieje, ale to chyba jednak było ponad moje siły...
- Merlinie... Miona... ja... przepraszam... po prostu... nie mogę... HAHAHAHAHA!
Ginevra próbowała coś z siebie wykrztusić, ale przerywała co i rusz, by wybuchnąć śmiechem. Miałam wrażenie że zaraz te pytajniki wylecą mi uszami i utworzą nad moją głową napis o mniej więcej takiej treści: "co do zasmarkanego nosa Voldemorta się tu dzieje?!"
Pozbierałam się odrobinę, stanęłam wyprostowana i zaczęłam tupać niecierpliwie nogą, czekając aż się uspokoją. A trwało to trochę...
Gdy leżeli bez ruchu na podłodze, wyrównując oddech, odchrząknęłam, co spowodowało ich natychmiastowe obrócenie się w moją stronę.
- Wybaczcie, że przerywam wam tą terapię antydepresyjną, ale my, Ginny i ja, musimy wracać do naszych przyjaciół w Wielkiej Sali. Także do widzenia Charlie.
Właśnie się odwracałam gdy usłyszałam jak oboje się podnoszą a chłopak woła za mną:
- Arwenn*!
Pamięta... Faktycznie mnie słuchał... O słodka Nagini!
- Tak, Aragornie?
Odparłam, zupełnie nie zwracając uwagi na zdziwioną minę Ginny.
- Tak się składa, że idę z wami.
Powiedział radośnie, objął mnie ramieniem i nic sobie nie robiąc z mojej skwaszonej miny podążył do Wielkiej Sali. A ja... A cóż miałam zrobić? Walczyć z chłopakiem, który codziennie użera się ze smokami? Nie byłam aż tak szalona! Poszłam z nim bo wiedziałam, że jest zdolny do przerzucenia mnie sobie przez ramię a mimo wszystko nie chciałam w taki sposób wejść tam.
W pewnej chwili dotarło do mnie, że on nie wie nic o przyjaźni ślizgońsko-gryfońskiej, która niedawno zapanowała i na tę myśl ledwo co powstrzymałam się się przed zatarciem rąk w geście mściwej uciechy. Oj będzie się działo.
Nagle, kilka metrów przed drzwiami do Wielkiej Sali Charlie się zatrzymał. Spojrzał na mnie, Ginny, drzwi i z powrotem na mnie. Nie podobało mi się jego spojrzenie. Zwiastowało kłopoty. Zaczęłam się cofać ale nie miałam zbytnio gdzie.
- Charlie? Co ty...
Nie dokończyłam ponieważ chłopak skoczył ku mnie i od razu chwycił w ramiona w taki sposób że moje nogi przewiesił sobie przez jedno ramię a drugim chwycił mnie pod plecami. Nie mając wyboru (bo mimo wszystko nie chciałam jeszcze bardziej stłuc sobie tylnego aspektu mojej osobowości) zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Puszczaj mnie ty padalcu, zboczeńcu, świnio, gburze, grubianinie, chamie, idioto, wredoto... Ał!
Kiedy chłopak porwał mnie na ręce a ja zaczęłam go wyzywać i okładać pięściami po plecach, on, zupełnie nie zwracając na to uwagi, otworzył drzwi. Na nasz widok wszyscy zamilkli i znieruchomieli. Okrzyk bólu wydałam kiedy opuścił mnie na ławkę.
- Proszę bardzo. Nie musisz dziękować.
- Tobie? Pfff! A za co niby?
Parsknęłam mu prosto w twarz.
- A za to Arwenn, że nie upuściłem cię wcześniej za te miłe słówka.
- Ależ z ciebie gentelman! Od siedmiu boleści chyba! Do tego przypominam, że nikt nie na bladego pojęcia o naszej przyjaźni i jest to napewno szok dla nich!
- I?
- I?! I to, że... że... że... Ughrwrrr...
- Dobrze. Skoro skończyłaś to może wyjaśnisz swoim przyjaciołom kim dla ciebie jestem?
- Przyrzekam, na wszystkie książki i zwierzęta świata, że ja cię kiedyś zabiję Aragornie!
Wykrzyknęłam dając upust swoim emocjom. Po chwili już uspokojona zwróciłam się do przyjaciół:
- Pansy, Vati, Harry, Draco, Blaise to jak pewnie wiecie Charlie Weasley. Najgorszy rudzielec z całej rodziny - w tym miejscu poczułam kuksańca - a także mój...




*Arwenn = Arwena -> Trylogia LOTRa J.R.R.Tolkiena

wtorek, 5 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 15 (cz. 2)

Przepraszam... Wiem że to mało, ale nie mam bladego pojęcia co jeszcze mogę napisać...
Chciałam wam jeszcze złożyć życzenia noworoczne:
Przede wszystkim mnóstwo zdrowia, dobrych wyników w nauce/pracy, samych sukcesów, spełnienia marzeń, radości, dobroci, szczęścia, miłości, szczerości, prawdziwych przyjaciół, żeby z waszych twarzy nie schodził nigdy uśmiech, aby 2016 był dużo lepszy niż 2015 i wszystkiego czego sobie tylko życzycie!
i zapraszam na rozdział.
P.S.
Uwielbiam zabawy w Polsat!

Rozdział 15 (cz. 2)

Konsekwencje naszych czynów biegną szybciej, niż my przed nimi uciekamy. - Deval Jacques

Kiedy w końcu dotarliśmy do pokoi prefektów naczelnych Harry ostrożnie postawił mnie na ziemi. Przez chwilę trzymał rękę za moimi ramionami żeby mnie podtrzymać w razie potrzeby, ale na szczęście udało mi się zachować prostą postawę. Moi przyjaciele rozsiedli się wygodnie na fotelach i patrzyli na mnie.
- Jeżeli pozwolicie to pójdę się najpierw wykąpać i zmienić ubranie. Potem wam wszystko wyjaśnię.
Nie czekając na ich odpowiedź weszłam do łazienki wraz z Krassją i przywołałam sobie jakiś wygodny dres. Nalałam wody z dodatkiem lawendowego płynu do kąpieli do wanny, zdjęłam szczątki moich ubrań i zanurzyłam się w wodzie.
- Co ja mam im powiedzieć, Krassjo?
- Na twoim miejscu zaczęłabym od cofnięcia zajęcia zapomnienia u tego z blizną i powiedziałabym im prawdę.
- U Harry'ego?
- Tak.
- Tylko czy to dobry pomysł? Może lepiej trzymać się wersji, którą przedstawiłam nauczycielom? W ten sposób będą bezpieczniejsi...
- I nie będziesz mogła nic mówić swoim przyjaciołom bo będziesz się bała że prawda wejdzie na jaw. Oni się w końcu od ciebie odsuną i zostaniesz sama.
- Tu nie chodzi o mnie tylko o nich! Przecież Harry, Ginny i Vati ślepo wierzą Dumbledore'owi, a Pan, Blaise i Draco uważają że mój ojciec jest zły do szpiku kości! A ja nie wiem co myśleć! To mnie przerasta...
Rozpłakałam się. Nie potrafiłam już dać sobie z tym wszystkim rady.
- Co to za wybór?! Nie ważne co, i tak źle!
- Więc co chcesz zrobić?
- Nie wiem...
- To się lepiej dowiedz, bo od tych tam coraz bardziej czuć zniecierpliwieniem...
- Jeżeli skłamię, oni prędzej czy później się ode mnie odwrócą... Jeżeli powiem prawdę będę musiała ich nauczyć oklumencji, albo... Tak! Już wiem! Wężowa Trójka oklumencję ma opanowaną, więc musieliby się tylko pilnować, a umysł Harry'ego, Gin i Parvati po prostu otoczę zaklęciem Umbramens*!
Szczęśliwa, szybko się umyłam, ubrałam w dres i wyszłam z łazienki. Skierowałam różdżkę w stronę Harry'ego i nie zważając na zszokowane miny pozostałych przyjaciół wypowiedziałam zaklęcie, które tylko pogłębiło ich zdziwienie. Chłopak zatoczył się i chwycił za głowę.
- Ccoo...?
Wymamrotał i spojrzał w moje załzawione oczy.
- Przepraszam Harry... Ja...
Przerwał mi, zamykając mnie w uścisku i szeptając w moje włosy że nic się nie stało. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością w oczach.
- Wiem że chcecie wyjaśnień, które się wam zresztą należą, ale zanim to nastąpi chciałabym żebyście mi obiecali, że to co zaraz powiem nie opuści tego pokoju, że nie będziecie o tym rozmawiać ani myśleć beze mnie w pobliżu. Zgoda?
Wszyscy niepewnie pokiwali głowami.
- Stańcie wokół mnie tak żebyście mnie dotykali. Wiem że to brzmi dziwnie, ale tak będzie szybciej.
Pokazałam im wszystko. Wspomnienia od Tiary, dwór, ojca, matkę, ich troskę, miłość...
Kiedy skończyłam po ich twarzach widać było że są zszokowani.
- Ginny, Harry, Parvati wiecie czym jest zaklęcie Umbramens?
Gdy je wypowiedziałam trójka ślizgonów wytrzeszczyła oczy.
- Rozumiem że nie. To  czarnomagiczne zaklęcie ochrony umysłu. Niełatwo je rzucić, ale chroni doskonale i nie ma żadnych skutków negatywnych. Po co wam to mówię? Ponieważ chcę je rzucić na was dopóki nie nauczycie się oklumencji. Zgadzacie się?
Porozumiewawczo spojrzeli po sobie i pokiwali twierdząco głowami. Widząc to wykonałam swoje zadanie i znowu się odezwałam:
- Proszę nie pytajcie mnie już o nic dzisiaj. Jestem strasznie zmęczona. Jutro porozmawiamy. Draco my, jako prefekci, nie możemy pozwolić by uczniowie szwędali się w nocy po korytarzach, tak więc sadzę że ich przenocujemy u siebie. Zgoda?
- Dobrze, ale...
- To świetnie. Dziewczyny chodźcie do mnie.
W swoim pokoju powiększyłam łóżko i przebrałam się w piżamę. Kiedy w końcu zanurzyłam się w miękkiej pościeli ostatkiem sił nastawiłam budzik i zapadłam w sen.
Obudziłam się piętnaście minut przed alarmem. Dzięki czemu wybrałam sobie ubrania i skoczyłam pod prysznic zanim moje przyjaciółki wstały. Z łazienki wyszłam w samej bieliźnie i obudziłam dziewczyny. Sama, nie zważając na ich pospieszne komendy, spokojnie ubrałam się i umalowałam. Udało mi też spytać Parvati co dzisiaj mamy więc nawet spakowałam torbę.
Jakimś cudem na śniadanie przyszłyśmy punktualnie. Po najedzeniu się udałyśmy się na lekcje.
Dość szybko mi one minęły i nie byłam zmęczona, więc jak tylko się skończyły poszłam do Pokoju Życzeń. Dwa lata temu przypadkiem odkryłam tam wspaniałą bibliotekę, o której nikt nie miał pojęcia. Zawsze chodziłam do niej kiedy chciałam pobyć sama.
Usiadłam na krześle przy biurku i zaczęłam pisać eseje. Po godzinie zażyczyłam sobie kawy, przesiadłam się na fotel i zagłębiłam w jednej z wielu ksiąg. Straciłam poczucie czasu.
Pięć minut przed kolacją skończyłam lekturę i zorientowałam się że już jest tak późno. Nie byłam głodna, więc nie spieszyłam się zbytnio ale wiedziałam, że muszę się tam pojawić bo przyjaciele będą się martwić.
Szłam zamyślona przez korytarze aż nagle na drugim piętrze poczułam jak ktoś zakrywa mi oczy. Moim pierwszym odruchem była próba wyszarpnięcia się z uścisku nieznajomego ale po chwili poczułam jak otula mnie znajoma woń limonki, mięty i bergamotki. Automatycznie się rozluźniłam i uśmiechnęłam.
- Kim ja jestem, Tinker Bell?
Wyszeptał mi do ucha mój „porywacz ”.
- Harry?
Zaczęłam zgadywać z uśmiechem. Doskonale znałam jego tożsamość.
- Pudło...
- Seamus?
- Znów źle...
- Dean?
- Oj, coś kiepsko ci idzie...
- Fred?
- Bliżej...
- Ja już nie wiem! Porywaczu, zlituj się!
- Nie znam litości!
Ach jak mi brakowało jego śmiechu i naszych przekomarzanek... Właściwie nigdy nie przypuszczałam że ten rudzielec stanie się mi tak bliski... I to tylko dlatego że zdecydowałam się spędzić całe wakacje w Norze!
Przypadek, zbieg okoliczności? Przecież one nie istnieją! Ale jednak... Gdybym nie zaczytała się w pewnej książce do późna, gdybym nie poszła sobie zrobić gorącej czekolady do kuchni, gdyby wtedy i jemu nie zachciało się pić nigdy byśmy się nie poznali, a ja wciąż byłabym tylko koleżanką jego najmłodszego rodzeństwa...
- Myślę że już wystarczy panie Wesley.
- Widzę że jednak nie do końca zawodzi panią pamięć, panno Granger.
- Ależ ja poznałam pana na samym początku, panie Weasley.
- Ach tak? Kim więc jestem?
- Jesteś ...





Umbramens -> z łaciny; umbra - ochrona, mens - umysł; mojego autorstwa; zabrania się kopiować; znaczenia można się domyślić;