poniedziałek, 18 maja 2015

ROZDZIAŁ 10

Witajcie czytelnicy! Publikuję rozdział z opóźnieniem, jednak myślę że będą się one w tym tygodniu pojawiać częściej. Czemu? Bo złapałam anginę i muszę siedzieć w domu. Wspalniale, czyż nie? Tak czy siak... rozdział. Tym razem krótki, ale sądzę że jutro będzie następny. Jednak ogólnie to nawet mi się podoba. Dajcie znać w komentarzu czy wam też.
Uściski od umierającej ale zawsze waszej
Kotki! :) ;)
P.S.
Tym razem myśl przewodnia z piosenki, wybaczcie tytuł mi wyleciał z głowy, chyba Bajmu.
P.P.S.
Zdania w [...] są myślami, komentarzami i dopowiedzeniami Hermiony.


ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

"Nic nie może przecież wiecznie trwać,
co zesłał los trzeba będzie
STRACIĆ."

Czemu to się przytrafia właśnie mnie? No ja się pytam, czemu?! To jest naprawdę niesprawiedliwe. Ale po kolei...
Słońce przyjemnie grzało, ptaki ćwierkały zadowolone, dorosłe zwierzęta prawie zasypiały, ja i mama bawiłyśmy się z młodymi... cóż mogło pójść nie tak, w taki piękny dzień? To było pytanie retoryczne. Naprawdę. Nie chciałam uzyskać na nie odpowiedzi. Ale nie! Cały wszechświat uparł się robić mi na złość! Bo czemu nie?! Jestem przecież tylko nic nie wartym człowiekiem! Takich jest wielu! Nikt nie zauważy jak ubędzie jednego czy dwóch... Chyba znów się poniosłam. Trudno. Teraz jednak wróćmy do tamtego pięknego dnia.
Beztrosko się bawiłyśmy, zapominając o całym świecie. Nasz pierwszy błąd. Drugim był brak jakichkolwiek zabezpieczeń wokół tej polany. [Jak mogłam być tak głupia?!] W pewnej chwili poczułam [nie wiem jak] zagrożenie. Natychmiast byłam na nogach ja i dorosłe zwierzęta. Mama choć nie wiedziała co się dzieje, również wstała. Wiedziałam że to COŚ idzie w naszą stronę i instynktownie [czy ja już wszystko będę tak robić?!] uniosłam ręce do góry. W ten sposób powstał mur z ziemi odgradzający nas od tego CZEGOŚ. Oczywiście wiedziałam że to nie będzie wieczne, więc znów dałam się ponieść instynktowi. Tupnęłam nogą. Nieważne jak głupio to brzmi czy wygląda, rezultat można było określić tylko mianem: WOW. W ziemi powstała grota. Tak po prostu. Dziura z wejściem i otworami w sklepieniu, na tyle dużymi aby był odpowiedni dostęp powietrza i światła, ale na tyle małymi by nikt się nie wydostał. Chodziło mi o ich bezpieczeństwo. Poprosiłam żeby został jeleń, wilk alfa i niedźwiedź oraz sokół i orzeł. Wyciągnęłam różdżkę jedną ręką, drugą wciąż trzymałam w górze. Kazałam mamie zejść na dół i choć się opierała to nie potrafiła walczyć z resztą zwierząt, które na moją prośbę ją tam wepchnęły. Na całe szczęście wiedziałam że tam na dole nie działa magia dopóki stałam nad nimi. Kiedy wszyscy już byli bezpieczni, opuściłam drugą rękę i szybko klasnęłam w dłonie, powodując opadnięcie muru i zamknięcie się dziury. Gdy opadał kurz poprosiłam moich towarzyszy o zajęcie bojowych pozycji. W końcu pył osiadł na ziemi a ja otworzyłam szeroko oczy. [I znowu pojawia się pytanie: Czemu?] Mój ojciec [a jakby ktoś jeszcze nie wiedział to jest nim Voldemort] stał ze swoim wewnętrznym kręgiem po mojej lewej i patrzył się z nienawiścią na Dumbledore'a i krąg wewnętrzny Zakonu Feniksa. Jasny gwint! No dobra i tu mamy dylemat: mam się cieszyć, że oni się o mnie troszczą, czy powinnam być wściekła na ich głupotę. [a już szczególnie Dumbledore'a! Zabierać Harry'ego na taką akcję?! Grrrrrr!] Postanowiłam że ani jedno ani drugie [choć miałam wieeeeelką ochotę na tą drugą opcję] i wybrałam zaszokowanie ich wszystkich. [A co! Nawet śmierciożercom przyda się dawka zdrowego zaskoczenia! Ha!] Już samo to że stałam, gotowa do walki, z dzikimi (jakby nie było) zwierzętami było dość... dziwne. [Hmmm... dziwne... od dziś to moje ulubione słowo.] Jednak fakt że odwróciłam się plecami do Lorda Voldemorta i rzuciłam Petryficus Totalus na Zakon to było nie do uwierzenia. Zresztą jak i moje dalsze zachowanie. Znowu tupnęłam nogą i grota się otworzyła. Pośród zwierząt była tam oczywiście mama, która zamiast przypaść do męża, rzuciła się w moją stronę.
- Kochanie nic ci nie jest? Nigdy więcej tak nie rób! Mogłam ci się przydać! Jesteś cała? Och skarbie!
Chyba spędzenie około 15 minut w bezpiecznym dole, w ziemi lekko ją wtrąciło z równowagi, bo najpierw zaczęła mnie uważnie oglądać, następnie się rozszlochała a na końcu objęła mnie tak mocno, jakby w każdej chwili mógł mnie porwać wiatr. Odsunęłam ją delikatne od siebie i popchnęłam w stronę ojca. On sam był zszokowany, więc wolałam nie patrzeć na jego popleczników. W czasie gdy mama się uspokajała w jego ramionach ja zwróciłam się do zwierząt.
- Lepiej będzie jeżeli się już oddalicie. Dla was tu wciąż nie jest bezpiecznie.
- Nie chcemy odchodzić.
- Miałaś się z nami pobawić!
- Chcemy zostać.
- Wiem ale w tej chwili to i tak niemożliwe. Nie może po waszej obecności zostać ślad kiedy wyczyszczę wspomnienia tych tam. A poza tym niedługo będę musiała wracać do Hogwartu. Mogę wam obiecać, że co miesiąc będę tu przychodzić ale z towarzyszącą osobą, nie wiem czy jedną. Zgoda?
- Dobrze.
- Do zobaczenia.
- Pa.
Po pożegnaniu każde ze zwierząt się o mnie przynajmniej otarło. Kiedy zniknęły zauważyłam że tamten wąż który zwrócił moją uwagę już wcześniej, został. Akurat to mi nie przeszkadzało. Obróciłam się przodem do rodziców i czekałam:
- Nie wracasz z nami, prawda?
- Nie ojcze. Nie mogę. 
- Jaki masz plan?
- Wyczyszczę im pamięć. Pozwolę się znaleźć i wyjaśnię im to. Nie wszystko, ale większość.
- Kiedy nas odwiedzisz?
- Nie wiem mamo, ale postaram się jak najszybciej.
- Dobrze kochanie.
Wtedy pomyślałam sobie: Dlaczego by nie? I rzuciłam się rodzicom na szyję. Uściskałam ich, dałam buziaka w policzek i wyszeptałam im do uszu kocham was. Również obdarzyli mnie całusem i odsunęli się. Stałam uśmiechnięta na przeciwko nich ze wzniesioną do pożegnania ręką. Kiedy znikli, z optymistycznymi myślami obróciłam się i niestety od razu uśmiech znikł a oczy mi się szeroko rozwarły w strachu i zdziwieniu. Stanęłam jak wryta. I tu właśnie rodzi się pytanie: Dlaczego do cholery to zawsze muszę być ja?!

1 komentarz:

  1. Rozdział kończący się w momencie w takim momencie? Trafiłaś właśnie na listę moich ulubionych :) Ogólnie jest fajnie, ale odwdzięczę się radą za radę. W tym momencie, kiedy pojawiają się na polanie Voldemort, Dumbledore i reszta, zabrakło mi szerszego opisu tego zdarzenia, takiego jakby ... opisu uczuć osoby patrzącej. Pewnie wiesz, o co mi chodzi. To nie jest minus, ale sprawia, że rozdział jest dłuższy i akcja bardziej trzyma w napięciu. Poza tym ja też często tak robię, więc gdybyś to u mnie zauważyła, wytknij mi to, ok? :) Ruszam do następnego rozdziału, bo wprost umieram z ciekawości :D

    OdpowiedzUsuń