środa, 13 maja 2015

ROZDZIAŁ 9

Witajcie późną porą drodzy czytelnicy! Wiem że obiecałam rozdział wcześniej ale musiałam jeszcze kilka rzeczy zrobić i się nie wyrobiłam. I znowu powinnam uczyć się a publikuję dla was rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. Co do treści... hmmm... sądzę że wyjaśni się kilka spraw, ale i skomplikuje. Cały będzie o Hermionie z perspektywy naszej głównej bohaterki. Tak za bodajże dwa, trzy rozdziały Ron znów stanie się chamem, ale dla jego wielbicieli mogę napisać, że raczej go zrehabilituję. Oczywiście Wielkiej Trójcy z Gryffindoru na pewno nie będzie.
Nikogo z siedmiorga przyjaciół samych nie zostawię, ale będzie się to rozwijało wolno. Ogólnie opowiadanie będzie długie, ale nie będę rozwlekać bez potrzeby. A wracając do rozdziału to pod względem poprawności stylistycznej nie jestem z niego zadowolona, ale nie wiem jak to inaczej ująć. No cóż, niestety zdarzają się i wzolty i upadki a ten rozdział jest raczej właśnie upadły... trudno. Mam nadzieję, że to wytrzymacie. Zapraszam do lektury
Wasza Kotka :-)


ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

"Życie jest jak pudełko czekoladek.
Nigdy nie wiesz na co trafisz." 
- Forrest Gump


Mama weszła tam za mną, jednak zmuszona była mnie wyminąć, bo stanęłam. Wryło mnie w ziemię. Opadła mi szczęka. Miałam w głowie pustkę. Załatwić tłum śmierciożerców? Pestka. Stanąć oko w oko z wnerwionym Voldemortem i wyjść z tego cało? Pfff... nie ma problemu. Rozwiązać kilkanaście zagadek będąc na pierwszych latach nauki w Hogwarcie (i powtarzać to co roku) a tworzonych przez zdolniejszych i starszych czarodziei? Kaszka z mleczkiem. Pochłonąć wiedzę ze wszystkich książek hogwarckiej biblioteki razem z Działem Zakazanym? Przyjemność. Złamać wszystkie punkty regulaminu w jeden rok nauki? Robiłam tak od sześciu lat. I co? Zobaczyłam jak Riddle/mój ojciec/Voldemort nawet nie spostrzegł że weszłyśmy do pokoju, tak pochłonięty był książką. Zwykłą KSIĄŻKĄ! A gdy mama go objęła, uśmiechnął się. Nie zdenerwował i nie zaczął na wszystkich i wszystko rzucać Avady, a się uśmiechnął! Odłożył książkę na stolik i posadził sobie Katherine na kolanach, oraz pocałował ją w czoło! Był taki czuły i delikatny... cholera w niczym nie przypominał tamtego beznosego i wiecznie wkurzonego dupka, ciągle chcącego zabić Harry'ego! No poza wyglądem. Choć jego oczy zamiast jarzyć się czerwienią, lśniły na brązowo. Tak jak moje. Były identyczne.
Ups. Chyba coś mówili. Wyłapałam tylko ostatnie zdanie mamy:
- Po prostu się odwróć, Tom.
Wyraźnie się spiął. Delikatnie zdjął żonę (?) ze swoich kolan i wstał. Wyprostowany jak struna obrócił się w moją stronę. Gdybym sama nie była zestresowana zapewne rozśmieszył by mnie fakt, że Lord Voldemort, wielki czarnoksiężnik podobno przewyższający mocą Dumbledore'a, bał się spotkania z córką. Bo to było zabawne. W końcu (po długim czasie patrzenia się na mnie) odezwał się:
- Witaj córeczko czy dobrze się czujesz?
On... po prostu promieniowała z niego tak silna troska... naprawdę się o mnie martwi. I nazwał mnie córeczką. Cały czas patrzył się na mnie z uwagą. Zorientowałam się, że oczekuje odpowiedzi. Odchrząknęłam, uśmiechnęłam się i powiedziałam.
- Witaj ojcze. Cieszę się, że dowiedziałam się o tym, że państwo Granger nie są moimi radzicami. Ale odpowiadając na twoje pytanie: nie wiem.
- Jak to nie wiesz? - zrobił się lekko zdenerwowany.
- Fizycznie dobrze, ale nie wiem co z moją psychiką.
- A co ma być nie tak? - był zdezorientowany.
- No cóż jeszcze wczoraj wierzyłam, że jestem mugolaczką, a w szkole wyzywana byłam od szlam. I nagle dowiaduję się, iż tak naprawdę moi rodzice są bardzo potężnymi czarodziejami. Nie mogę się do tego przyzwyczaić.
Kiedy już skończyłam przybliżać im moją sytuację, oczy mi prawie wyszły z orbit.
- Na Merlina, Godryka i Salazara! - wyszeptałam ze strachem.
- Co się stało?! - zapytali zdezorientowani.
- Jak to co?! SZKOŁA! - wykrzyknęłam i zaczęłam chodzić w tę i z powrotem przed drzwiami. - Przyjaciele! Przecież oni się o mnie martwią! No bo jak to wyglądało?! Siadam na stołek, wkładam Tiarę na głowę, krzyczę, znikam, potem się pojawiam z płaczem, oni podchodzą, a ja znowu znikam, wraca ten kapelusz, ale sam! SAM! Och na wszystkich założycieli! Oni pewnie już myślą że nie żyję! Muszę coś zr...
Moją wypowiedź przerwał wybuch śmiechu rodziców. Zamarłam w pół ruchu i spojrzałam na nich nic nie rozumiejącym wzrokiem. Powoli się uspokajali, a ja się coraz bardziej irytowałam, a wręcz wkurzałam. W końcu mama się odezwała ale jej wypowiedź była przerywana chichotem:
- Po prostu... wybacz... wyglądałaś... przezabawnie... och! Spójrz! - krzyknęła wskazując na moje ślady. Lekko zdziwiona patrzyłam na dziury w dywanie. Czemu? Bo z jednej wpływała woda, drugą porastała trawa, trzecia płonęła, a nad czwartą unosił się wir z powietrza. Po chwili znów się odezwała - Gdy chodziłaś otaczała cię fioletowa mgła. To znaczy, że panujesz i masz moce wszystkich żywiołów! Jeszcze nigdy w historii nie zdążyło się nic takiego!
- A jakie są moce?
- Powietrze - panujesz nad pogodą; woda - wpływasz na emocje; ziemia - rozmawiasz ze zwierzętami; ogień - odbierasz uczucia ludzi; duch - wszystko co chcesz.
- Rozmawianie ze zwierzętami?! Naprawdę?! Chcę spróbować. Proszę.
- Nic z tego. Widzisz tutaj jakieś zwierzęta? Nawet Nagini tutaj nie ma.
Ale ja byłam tak podekscytowana, że po prostu chwyciłam mamę za rękę i aportowałam się. Obie zauważyłyśmy tylko jak wyraz twarzy mojego ojca zmienia się z pełnego miłości i troski, przez niedowierzanie, aż do wściekłości a jego oczy błyszczą czerwienią. Następnie otaczały mnie drzewa. Mama otworzyła szeroko oczy.
- Gdzie my jesteśmy?
- W mugolskim lesie. Często przyjeżdżałam tu na biwaki z przybranymi rodzicami. Gniewasz się?
- Za co?
- No za to. - powiedziałam machając rękami.
- Nie wręcz przeciwnie. Tom trzyma mnie w tym dworze i nie wypuszcza, a mnie się to już znudziło. A poza tym fakt że złamałaś zaklęcia rzucone przez niego i nie sprawiło ci to problemu sprawia że jestem z ciebie dumna. No i czasami i twojemu ojcu, a mojemu mężowi przyda się chwila strachu. - zakończyła z krzywym uśmiechem. Po chwili walnęła się na trawę i zaczęła się śmiać. Dołączyłam do niej. Długo się śmiałyśmy. Potem jeszcze chwilę poleżałyśmy w słońcu, aż w końcu usiadłam i zapytałam się:
- Co mam robić? 
- Skoncentruj się i wycisz. Poczuj że jesteś częścią lasu. Poczuj ziemię pod stopami, wiatr wiejący wokół... gdy staniesz się częścią lasu zawołaj zwierzęta.
Trochę to trwało, ale w końcu udało mi się. Instynktownie wiedziałam że nie chodzi o wołanie na głos. Skupiłam się i kojącym głosem powtarzałam w głowie: Mieszkańcy lasu chodźcie, proszę. Nie skrzywdzę was. Chcę tylko porozmawiać. Jest ze mną jeszcze jedna kobieta ale ręczę za nią. 
Po powtórzeniu tego kilka razy usłyszałam szmery. Powoli pokazałam mamie żeby się odsunęła a sama wyciągnęłam ręce przed siebie. Po kolei z lasu wyłaniały się sarny i jelenie z młodymi, wataha ze szczeniętami, trzy lisy dorosłe ze swoim potomstwem, cztery rysie i ich mioty, oraz niedźwiedź z niedźwiedzicą i z trójką małych. Trawa gwałtownie zafalowała i w odległości około jednego metra pojawiły się węże. Jeden z nich przykuł moją uwagę. Był bardzo długi, miał złote oczy i opalizujące łuski w kolorze świeżej, wiosennej trawy. Była piękna (skądś czułam że to ona nie on ale nie wiem skąd). Praktycznie mnie hipnotyzowała. Odwróciłam wzrok od niej i spostrzegłam że pojawiły się również jeże i wiewiórki. Po chwili usłyszałam szum potężnych skrzydeł i na moich wyciągniętych rękach usiadły dwa ptaki: orzeł i sokół. Inne ptaki posiadały na porożach jeleni, którym to nie przeszkadzało. Na chwilę wszystko zamarło, nawet wiatr. Nie byłam w stanie się odezwać. Tylko patrzyłam najprawdopodobniej z otwartymi ustami, bo to było piękne. Tyle zwierząt w jednym miejscu, które normalnie by się rozszarpywały a teraz stoją przede mną razem. Niesamowite. W końcu wszyscy (pogłębiając mój szok) odezwali się jednym głosem:
- Witaj córko pradawnych sił, Ty która władasz wszystkimi żywiołami. Jesteśmy na twe wezwanie. Zrobimy co rozkażesz. Zawsze i wszędzie. Nadchodzi wojna i czeka Cię wiele trudnych wyborów, wielu ludzi zabijesz, wielu będziesz torturować a oni nie pozostaną Ci dłużni. My pójdziemy za Tobą, nieważne po czyjej stronie będziesz stać. Radzi jesteśmy że to do nas przyszłaś pierwsza. Posłuszne ci będą również inne stworzenia, także ze świata magii. Wykorzystaj to mądrze. Szukaj prawdy, a zwyciężysz.
Zamilkli. I choć miałam ochotę wrzasnąć i uciec stąd gdzie pieprz rośnie to poddałam się znów instynktowi. Skłoniłam się przed nimi i odparłam:
- Witajcie dzieci lasu. Dziękuję wam. Mam nadzieję, że nie zawiodę waszych oczekiwań. 
- Na pewno nie, pani.
Padli przede mną na... umm... przyjmijmy, że na kolana. I znowu się odezwali:
- Pani pokornie prosimy o błogosławieństwo!
Uśmiechnęłam się i odparłam:
- Oczywiście, ale nie mówcie mi pani.
Wzniosłam ręce do góry i powiedziałam:
- Niech moje błogosławieństwo da wam szczęście. W imię Pięciu Żywiołów: Wiatru, Ognia, Wody, Ziemi i Ducha, w imię Bogini Nocy i Księżyca, w imię Boga Dnia i Słońca, ja córa Bogów związana z żywiołami posyłam wam Ich błogosławieństwo. Żyjcie na wieki w pokoju, szczęściu i harmonii. Niech tak się stanie!
Powstali i w końcu ktoś zapytał:
- Jak więc mamy się do Ciebie zwracać, pani?
- Na imię mi Hermiona. - cały czas się uśmiechałam. - Chcecie coś jeszcze wiedzieć? Pytajcie śmiało, ja nie gryzę.
Z watahy wysunęły się młode i jedno z nich spytało:
- Pobawisz się z nami?
- Z wielką przyjemnością! Tylko nie wiem czy mogę?
Wilk, samiec alfa, skinął łbem.
- A czy ona może?
- A kim ona jest Hermiono?
- Moją matką. Obiecuję, że nic młodym się nie stanie.
- Zgoda.
- A my? - wtrąciło się potomstwo innych gatunków.
- Czy ja i mama będziemy mogły się chociaż chwilę pobawić z młodymi?
- Nie mamy nic przeciwko.
Podeszłam do mamy i pociągnęłam ją w stronę zwierząt. Ustawiłam ją tak by mogły ją powąchać i zaczęłyśmy się bawić. Dorośli położyli się i odpoczywali, a my wspaniale bawiłyśmy się z ich potomstwem. Wtedy czułam się tak jak nigdy wcześniej. Było mi naprawdę dobrze. Odeszły w niepamięć troski i strach. Żyłam tamtą chwilą. I cieszyłam się z tego.

4 komentarze:

  1. To zbyt piękne żeby było prawdziwe...

    OdpowiedzUsuń
  2. To zbyt piękne żeby było prawdziwe...

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie kocham Twojego bloga, wiesz? :) ma taki cudowny klimat ... Jutro wpadnę i spróbuję przeczytać więcej i pokomentować. Co do krytyki - na razie jest dobrze, więc nie będę się czepiać :)

    OdpowiedzUsuń