niedziela, 3 maja 2015

ROZDZIAŁ 6

Witam was w ostatni dzień majowego weekendu, w tym roku niezwykle krótkiego. Słońce świeci, ptaszki ćwierkają a ja siedzę i się uczę. Teraz zrobiłam sobie krótką przerwę i wstawiam rozdział. Uważam że pomysł sam w sobie nie jest zły ale jego oprawa językowa ma niestety wiele do życzenia. Mam nadzieję jednak że się spodoba. No i oczywiście kanon poszedł polować na gnębiwtryski, nie wrócił i nie zamierza wrócić.
A tak zbaczając z tematu to może ktoś by polecił jakieś ciekawe ff? Albo jakąś książkę? Co ostatnio trafiło w wasz gust czytelniczy?
Zapraszam na rozdział wasza,
Kotka :-)
P.S.
Do tego rozdziału proponowałabym posłuchać Ben Coks So cold, a głównie chodzi mi o linijkę: "This house no longer feels like home"


ROZDZIAŁ SZÓSTY

"Żyjemy w stałych przebraniach,
maskach,
świecie symboli" -
Zygmunt Freud

Nie wiem po jak długim czasie poczułam coś innego niż ból, ale to było miłe. On wciąż tam był ale zmniejszył się. Teraz czułam głównie ciepło, bezpieczeństwo, miłość i łagodność. Było mi nawet przyjemnie. Tak jakbym weszła pod ciepłą kołdrę, we własnym łóżku, po długotrwałej zabawie na śniegu z ukochanym pupilem, czy czytała ciekawą książkę, pijąc kubek czarnej kawy, oraz słuchając muzyki i trzaskających polan w kominku. A obok tego był ból, który choć mniejszy wciąż wyczuwalny i przeszkadzający w tej sielance. Powoli rozwarłam powieki. Spojrzałam na postaci nad którymi wisiałam ale nie wierzyłam własnym oczom. Widziałam młodego Toma Riddle'a! Lecz jego twarz... była przepełniona miłością, troską i smutkiem. Na przeciwko mężczyzny stała kobieta niestety nie widziałam jej. Oboje coś mówili i mimo znacznej odległości słyszałam ich doskonale.
- Katherine proszę, nie utrudniaj mi tego... Wiesz że cię kocham ale nie możesz zostać ze mną. To niebezpieczne. Nie wybaczyłbym sobie gdyby coś ci się stało.
Podszedł do niej i pogłaskał ją po policzku. Zaniemówiłam. Mówił prawdę. Tom Marvolo Riddle/Lord Voldemort kogoś pokochał i pragnął jej bezpieczeństwa... O Merlinie!
- Tom... Marvolo... Mój ukochany... Ja również cię kocham ale nie wymagaj tego ode mnie, nie teraz...
- Czemu Kati, czemu?
- Bo... bo jestem w ciąży. Z tobą.
Sytuacja się rozmyła, lecz nie miałam ani chwili zastanowienia bo pojawiła się następna.
Tym razem kobieta leżała w łóżku i trzymała w ramionach małe zawiniątko, a mężczyzna pochylił się nad nimi i obejmował ją ramieniem.
- Jest śliczna prawda Tom?
- Tak, cudowna kochanie. Jak... jak ją nazwiemy?
- Hermiona Jean Riddle... dobrze?
- Oczywiście skarbie, a teraz śpij pewnie jesteś zmęczona.
Przeniosłam się do kolejnego wspomnienia.
Katherine i Tom stali objęci, tyłem do mnie i wpatrzeni w kołyskę, w której spoczywała... Gwałtownie wciągnęłam powietrze. Nie to niemożliwe! Ale... w kołysce leżałam 3-tygodniowa JA! Gwałtowny ruch z ich strony przykuł moją uwagę.
- To-om j-ja-a n-nie-e da-am r-rad-dy... n-ni-e mo-og-gę... - kobieta (moja mama!) obróciła się w jego stronę i załkała. Gdy on (mój ojciec!) odpowiadał jej również miał łzy w oczach.
- Katherine proszę, wiesz że ona jest dla mnie ważna. Wiesz że kocham nasz mały skarb, ale on... on naprawdę może to zrobić.
- J-jak m-można b-być t-takim potworem?! Czemu on nam chce to zrobić?! Nasze jedyne dziecko, nasz skarb, nasza kochana c-córeczka-a...
W tym miejscu m-moja m-m-mama się rozszlochała a m-mój o-o-ojciec przytulił ją. Po jego policzkach płynęły łzy i wcale ich nie powstrzymywał. Długo tak stali. W końcu oderwali się od siebie a kobieta odezwała się zachrypniętym od płaczu głosem:
- Zgoda ale niech... niech nasza mała Hermionka skończy dwa miesiące. Proszę.
- Dobrze, kochanie.
I znowu miałam przed oczami inne wspomnienie.
Toczyła się walka, Tom i Katherine po jednej stronie przed moją kołyską, a po drugiej... Na Merlina! Dumbledore z Jamesem Potterem i Syriuszem Blackiem! Dyrektor krzyknął:
- Tom poddaj się! Jeżeli to zrobisz oszczędzimy Katherine i nie zabijemy twojej córki! 
- Nigdy Albusie! Co ja ci takiego zrobiłem że mnie tak nienawidzisz?!
- TOM! - wykrzyknęła kobieta. A zrobiła to ponieważ dyrektor Hogwartu korzystając z chwilowego rozproszenia przeciwnika rzucił na niego zaklęcie od tyłu. Matka popchnęła go w bok i cudem sama uniknęła tego uroku lecz nie zdążyła zablokować Blacka, który prawie z prędkością światła podbiegł do kołyski, chwycił mnie i odbiegł do starego czarodzieja. Ten chwycił obu wspólników za ramiona i teleportował się. W tej samej chwili przez drzwi wbiegło kilku śmierciożerców a moja mama osunęła się na kolana i wydała z siebie głośny krzyk rozpaczy i bólu. Po jej twarzy płynęły łzy. Zaraz po niej na posadzce klęczał mój ojciec, który szlochając przytulił ją. Kobieta ufnie wtuliła się w jego ramiona. Ojciec delikatnie głaskał ją po rozdygotanych plecach. Oboje potrzebowali swojego dotyku. Nie odczuwałam upływu czasu, po mojej twarzy również płynęły łzy. Nie wiem po jak długim czasie tata wyszeptał mamie do ucha:
- Znajdziemy ją.
Po tych słowach znów dopadła mnie ciemność i po raz kolejny dzisiaj i nie ostatni poczułam charakterystyczne szarpnięcie w okolicy pępka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz