niedziela, 10 maja 2015

Sevmione miniaturka dla Avad ki

A oto i obiecana miniaturka. Robienie czegoś takiego bo ktoś cię o to poprosił to naprawdę fajna sprawa. Mam nadzieję, że będę mogła spełniać zamówienia czytelników jeszcze nie raz i nie dwa. Oczywiście nie będę rozdawać miniaturek za każdy pierwszy komentarz pod nowym rozdziałem, bo bym nie dała rady. Ale jednak opłaca się komentować. Widziałam że 12 osób przeczytało rozdział 8 i ja się pytam: gdzie oni są? Bo jak na razie to pod postem widnieją dwa komentarze o tej samej treści i jednym autorze, którego znam w realu i dlatego nie odpisuję mu na nie. Przykro mi bo ta czynność nie zabiera dużo czasu ani siły a naprawdę dodaje mi weny i "odpędza" zmęczenie. W dwóch słowach: LUDZIE KOMENTUJCIE!
Miniaturkę dedykuję Avad ce za rady, miłą konwersację, poczucie że mam może jednak jakiś talent i mam nadzieję za przełamanie pierwszych lodów. Avad ko, dziękuję. Mam nadzieję, że ci się spodoba.


WRESZCIE I NA ZAWSZE
W drzwiach gabinetu Mistrza Eliksirów pewnego wieczora toczyła się taka rozmowa:
- Albusie ja nie potrzebuję twojej pomocy!
- Oczywiście Severusie, ale ja nie miałem zamiaru ci proponować mojej pomocy. Chciałem ci przedstawić twoją asystentkę. Pomoże ci w ważeniu eliksirów dla Zakonu. I nie przyjmuję odmowy. Oto i ona, panna Granger.
- Czy te twoje dropsy już całkiem ci na mózg padły?! Nie zmusisz mnie do tego!
- Severusie nie mam innego wyjścia. Przemęczasz się i nie pozwalasz sobie pomoc a w ten sposób pozwolisz pannie Granger spełnić swoje marzenia i uszczęśliwisz mnie. Tak więc zostawię was samych. - wtedy szczęśliwy jak zwykle dyrektor z błyszczącymi oczyma i kształtującym się planem unormalnienia Nietoperza z Lochów opuścił jego lokum.
- Profesorze obiecuję, że nie będę panu przeszkadzać. Ja naprawdę chciałabym tylko pomóc. Proszę niech mi pan pozwoli. Dyrektor ma rację, za dużo wziął pan na swoje barki żeby sobie z tym poradzić. On i pani profesor McGonnagall martwią się o pana. Zrobili to w dobrej wierze. - odezwała się nowa asystentka przerażającego opiekuna Slytherinu.
- Zgoda, panno Granger. Może mi pani pomóc w ważeniu eliksirów ale ma pani robić co każę i ograniczyć swoje pytania. Dzisiaj jako że kolacja będzie za godzinę i nie zdąży pani uwarzyć żadnej z mikstur, możemy porozmawiać. Jeżeli mamy razem pracować musimy sobie przynajmniej w jakimś stopniu ufać. Zatem proszę, przejdźmy do salonu. Chciałaby pani może się czegoś napić? Kawy, herbaty, wina?
- Wina? - zapytała z niedowierzaniem.
- To dość nietypowa sytuacja, a więc?
- W takim razie poproszę lampkę.
W salonie profesora panna Granger czuła się jak w raju. Ogień w kominku przyjemnie ogrzewał pomieszczenie utrzymane w ciepłych kolorach beżu i bordowego, z ciemnymi meblami i delikatnymi złotymi akcentami. W kilku miejscach wisiały obrazy, naprzeciw drzwi stała komoda, na ścianie z wejściem stała sofa a po drugiej stronie pokoju wmurowany był w ścianę kominek. Centralne miejsce zajmował okrągły stół, niewątpliwie antyk, z czterema krzesłami. Uczennica prychnęła pod nosem, jednak wykwalifikowany szpieg usłyszał to.
- Czy coś się stało? 
- Och, ależ nic. Ma pan piękny salon profesorze, jednak ten stół... Przepraszam, ale czy stawiając wokół niego cztery krzesła chodziło panu o zaprzeczenie? Paradoks? Koło, symbol delikatności i piękna, oraz kwadrat - surowość i prostota. Idealnie to pana określa.
- Doprawdy?
- Tak. Na lekcjach jest pan surowy, lecz gdy ktoś okazuje trochę troski od razu pan mięknie. To w jaki sposób pan pracuje, chodzi, wygląda... Po prostu piekno, delikatność, prostota i surowość. A fakt jak zachowuje się pan teraz w stosunku do mnie, a jak na lekcjach czy w obecności dyrektora tylko to podkreśla.
Mężczyzna zdębiał. Znał potencjał tej dziewczyny, ale nigdy nie przypuszczał, że jest aż tak inteligentna. Szybko się otrząsnął i rozlał wino do kieliszków. Podał jej jeden z nich i gestem zachęcił ją żeby usiadła. Rozmawiali na wszystkie tematy, po kilku lamkach wina (i paru szklankach Ognistej Whiskey) poruszyli nawet tematy osobiste. Tak dobrze im się rozmawiało, że nawet nie spostrzegli kiedy skończyła się pora kolacji. Zaczęli się nawet zwracać do siebie po imieniu. Severus był zachwycony jej inteligencją a Hermionę ujął swoim charakterem. Poznanie go dogłębnie pogłębiło uczucie, które dziewczyna usiłowała stłumić w sobie od roku. Na początku sądziła, że to tylko niegroźne zauroczenie, ale teraz zrozumiała, iż zakochała się w nim. Pokochała tego Nietoperza z Lochów z szorstką powłoką i wspaniałym wnętrzem. Jednocześnie uświadomiła sobie, że jej uczucia nie mają znaczenia, bo przecież on nie pokocha kogoś takiego jak ona. Szkoda tylko, że nie potrafiła czytać w myślach, a on za bardzo się upił aby to robić. Bowiem oni uświadomili sobie to samo. Od razu oboje opuścił humor, ale nie dali tego po sobie poznać. Rozmawiali dalej jak dwójka przyjaciół, aż w końcu zmorzył ich sen.

Podczas kolacji w WS
- Harry gdzie Miona?
- Nie wiem Ron. Nie ma jej w bibliotece, na błoniach, u Hagrida, ani w dormitorium i nie mam pomysłu gdzie moglibyśmy jej szukać.
- Czy ona czasem nie szła do dyrektora? 
- Tak ale Dumbledore jest tutaj.
- Może zapytamy się go po kolacji?
- Możemy spróbować.

- Albusie jak myślisz udało nam się?
- Minerwo skoro nie ma ich dwojga na kolacji to myślę że przynajmniej się zaprzyjaźnili.
- Mam taką nadzieję, Albusie. Wiesz przecież jaki on jest.
- Tak ale sama mówiłaś...
- Wiem co mówiłam i jestem tego pewna. Co więcej sądzę że nie tylko oboje mają takie same charaktery i zainteresowania, ale i oboje czują coś do siebie. Trzeba tylko doprowadzić do tego by to sobie wyznali.
- To może by tak na naszym ślubie? 
- Tak, to byłby dobry pomy... CO?! Jak na ślubie? Czy ty mi się oświadczasz?!
- A zgodzisz się?
- Ty wariacie, oczywiście że tak ale oczekuję pożądnych oświadczyn. Masz klęknąć i poprosić mnie o rękę!
- W takim razie zapraszam do gabinetu, moja przyszła narzeczono.

Następnego ranka Hermiona obudziła się oparta o czyjąś klatkę piersiową i owinięta w pasie czyimś ramieniem. Po zapachu poznała, że tym kimś jest profesor Snape. Powoli wraz z kacem nadchodziły wspomnienia wczorajszego wieczoru. Dziewczyna była zarazem smutna i szczęśliwa. Westchnęła cicho i wyszeptała jakby w przestrzeń:
- Szkoda że nigdy się nie dowiesz co dla mnie znaczysz Severusie.
Delikatnie wyplątała się z ramion mężczyzny i opuściła jego kwatery. Dostała się do swojego dormitorium, chwyciła eliksir na kaca i wychyliła jednym ruchem. Był poniedziałek, więc od razu wskoczyła pod prysznic. Kiedy pakowała torbę ktoś zapukał do drzwi. Podeszła i otworzyła je. Zdziwiła się widząc profesor McGonnagall ale zaprosiła ją do środka. 
- Moja droga wybacz mi to najście, jednak mam do ciebie prośbę która nie może czekać.
- Słucham pani profesor.
- Po pierwsze sądzę że powinnaś mi mówić po imieniu, Hermiono.
- Dobrze pa... Minerwo, ale czemu jeśli wolno spytać?
- Ponieważ chciałabym cię poprosić żebyś była świadkiem na moim ślubie z Albusem.
- Och... o rety... to... nie sądzę... nie jestem odpowiednia...
- Nonsens! Hermiono oczywiście że jesteś dobrą osobą do tego.
- Przecież świadek w świecie czarodziejów musi być kimś ważnym dla małżonka, a ja...
- Hermiono jesteś moją ulubioną uczennicą, powiem więcej traktuję cię jak córkę, także możesz mi wierzyć jesteś dla mnie ważna.
- Ja bardzo dziękuję Minerwo i skoro tak to się zgadzam. Ale... kto będzie świadkiem dyrektora?
- Do mnie również możesz się zwracać po imieniu moja droga.
- Na Merlina! Ależ się wystraszyłam!
- Wybacz mi Hermiono, jednak zatęskniłem za narzeczoną i cieszę się że się zgodziłaś. Umiesz tańczyć tańce klasyczne?
- Tak dyrek... Albusie, umiem.
- To świetnie. Proszę cię żebyś nikomu nie mówiła że będziesz świadkiem na naszym ślubie, a tożsamości drugiego świadka dowiesz się na ceremonii. Ślub odbędzie się za tydzień. Dzisiaj masz wolne, możesz pójść do Hogsmeade i wybrać sobie sukienkę. 
- Dobrze, dziękuję. Minerwo czy masz jakieś preferencje co do mojego stroju?
- Niech będzie szmaragdowa z czarnymi dodatkami.
- Oczywiście. W takim razie ja już lepiej pójdę na śniadanie.
- Tak, tak. Zejdziemy razem, będziecie mogły jeszcze chwilę porozmawiać.
- Dobrze to chodźmy. Jakiej długości ma być sukienka?
- Najlepiej długa, ale z rozcięciem na boku. Obcisła do pasa, a dalej puszczona luźno. Może bez pleców. 
- Oczywiście. A gdzie ślub się odbędzie?
- Tutaj w Hogwarcie. Najpewniej w Wielkiej Sali.
- Och to wspaniale! Myśleliście już o wystroju?
- Jeszcze nie i prawdę powiedziawszy nie mam pomysłu na dekorację. 
- Mogłabym się tym zająć?
- Jeżeli tego chcesz.
- Świetnie ale ty Minerwo przez najbliższy tydzień będziesz musiała do mnie przychodzić co wieczór, a w dniu ślubu oraz dzień przed nim nie wpuszczę nikogo do Wielkiej Sali. Zgadzacie się? 
- Tak.
- Cudownie! To w takim razie zapraszam dzisiaj ciebie Minerwo SAMĄ do mnie po kolacji. Dobrze?
- Oczywiście kochana, dziękuję ci.
- To dla mnie żaden problem. A wręcz przyjemność. 

Tydzień minął szybko. Hermiona znalazła sukienkę sobie i pannie młodej. Obie kobiety poznały się bliżej poprzez wieczorne rozmowy, tak więc i wieczór panieński i wystrój sali trafił idealnie w gust Minerwy McGonnagall a już niedługo Minerwy Dumbledore. Jednak dziewczyna przeżyła szok gdy zobaczyła kim jest świadek Albusa, mimo że się tego domyślała. Był nim oczywiście Severus Snape. Co ciekawe ubrany był w odświętne czarne szaty ze szmaragdowym krawatem. Jak nakazywała tradycja para lub pary świadków musiały po przysiędze odtańczyć wybrane tańce małżeństwa. Minerwa jako kobieta miała pierwszeństwo.
- Moi drodzy proszę was o mazura. Ale nie byle jakiego. Mazura ze "Strasznego Dworu".
Więc ruszyli. W połowie tańca dziewczyna spłoniła się rumieńcem po komplemencie od partnera. Odwdzięczyła mu się tym samym. Kilka ruchów przed końcem zapytała go czy podoba mu się wystrój i kiedy ma przyjść na zajęcia. Nie zdążył odpowiedzieć, bo był zbyt zajęty pochłanianiem jej wzrokiem. Zabrzmiała ostatnia nuta i burza oklasków. Kolej na taniec od Albusa:
- Ja moi drodzy chcę zobaczyć w waszym wykonaniu tango.
Wyglądali niesamowicie podczas tego tańca. Ścierali się ze sobą, ich ciała kipiały pożądaniem, miłością, tęsknotą i smutkiem. Znów w połowie Severus się odezwał:
- Słyszałem co mówiłaś. Wtedy, rano. Powiedz mi: co do mnie czujesz?
Równo z ostatnim taktem dziewczyna wyszeptała:
- Kocham cię Severusie.
Mężczyzna wciągnął powietrze przez zęby. Kiedy zastygli w końcowej pozie tanecznej ich twarze dzielił centymetr. Rozległy się jeszcze głośniejsze oklaski. Oni mieli je w głębokim poważaniu. Patrzyli sobie w oczy. On szepnął jej prosto w usta:
- Ja także cię kocham, Hermiono.
I wpił się w jej wargi. Całowali się tak żarliwie jakby zaraz miał skończyć się świat. W ich pocałunku można było odczytać pożądanie, niedosyt, miłość, tęsknotę i radość. Oklaski ucichły i każdy poza noworzeńcami patrzył się w parę na środku sali ze szczękami na posadzce. Tylko Minerwa i Albus uśmiechali się do siebie by po chwili delikatnie się pocałować. Wiedzieli że w końcu udało im się zrobić to co chcieli: połączyli dwójkę ludzi, którzy idealnie do siebie pasowali.
W końcu nowa para oderwała się od siebie i nauczyciel warknął:
- Skoro nowemu małżeństwu nie przeszkadza związek nauczyciela z uczennicą nie macie nic do gadania.
Dziewczyna uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek. Mężczyzna odpowiedział jej tym samym i oparł głowę o jej czoło. Brązowowłosa odezwała się:
- Wreszcie moje marzenia się spełniają.
- Moje również.
- Czy już zawsze tak będzie?
- Zawsze.


2 komentarze:

  1. Awwwwwwwwwww *.* Severus taki czuły, słodki no po prostu idelany *.*
    Dziękuje za miniaturkę na prawdę super ci wyszła ;D
    Pisz dalej i nie poddawaj się, początki dla każdego bywają trudne ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję! Tyle pochwał, czuję się mile połechtana. Cieszę się, że ci się podobała. A poddawać się nie zamierzam i pisać będę aż skończę to opowiadanie. Wiem że początki są trudne bo wiele rzeczy zaczynałam i wiele zaczynać będę, tak jak każdy człowiek. Bo w życiu podejmujemy wiele decyzji i musimy dokonać wielu wyborów, które choć dla innych są błahostką, dla nas są wszystkim. I to właśnie zrobiłam. Dokonałam wyboru, takiego a nie innego i zamierzam w nim wytrwać. Bo jak się za coś zabiorę to to kończę. Nie ważne ile czasu upłynie, nigdy nie zrezygnuję z podjętej decyzji.
    Także pozdrawiam, oraz życzę weny i czasu. I przepraszam za takie filozoficzne coś, mam dzisiaj dziwny dzień. :) ;)

    OdpowiedzUsuń